zielony król miejskiej alei
niegdyś
chwytał słońce garściami
miał sporo dzieci
w kolczastych ubrankach
brąz
i skryta biała plamka
pewnego lata
skorodował
jakoś pod koniec sierpnia
dłonie opadły
chaotycznie
tysiącem rdzawych szelestów
tylko w pamięci
palce kasztanów
pożółkłe od jesieni