pamiętam
za ołowianą ścianą
oddałam się sobie
odcięłam gangreni ogon
biedna mała jaszczurka
zasnęła w bólu
który z każdym dniem
był trochę
gdy latem budzę się sama
jestem
nie ma cię we krwi w lodzie
na świecie
ten brak jest błogosławieństwem
oczu otwartych widzących sufit
i ciemność gdy się zamkną
uszu do których dobiega głos dzieci
i liści szumiących
ciała już nie chcącego pieszczot
wtem bardzo smakuje mi powietrze
drogę swą mleczną puszystą
rozwijam z purpurowego kłębka
zapachy wydycham powoli
a wchłaniam żyjącą chemię
i tak mnie poranną zdumiewa
że nie ma już śladów raka
tego co chciał bym stała
się biała
szklana
bym stała
mój odwrócony parasol
napełniam zwolna miłością
czujna antena
nią nawiązuję
stały kontakt z rzeczywistością
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz