kiedy myślałam że już mam to za sobą
spokojna na dobrych podstawach mięśni
dzielna walką z wiatrem i dystansem
niemal joginka przedwieczna
kiedy rozwijały się już we mnie
zwoje nowych
materiałów na ludzi
z głębin wychynęła na mnie
czarna płachta
żałoba
co za obrzydliwe słowo
żałoba
płacząca rzeką żaba śluzowa
ba! nienasycona i miękka
jak usta rozpulchnione szlochem
bażoła
żołaba
ciek niemiecki graniczny wolno płynący
łożaba, jak mówiłam
śliski wyraz
w żałosnym kółku próbujący zamknąć
coś co tak znakomicie oddaje słowo
rozpacz
rozpłacz i
rozpącz się
na tysiąc kawałków słonego lodu
rozplącz więzy i roz-zerwij
i spacz się wstecz
bez oglądania
umarłeś dla mnie ledwie wczoraj
po trzech miesiącach agonii
diagnoza w okolicach zwrotnika koziorożca
a po niej nieoperacyjny rak zimy
twe oczy zamknięte na klucz
ptaków powracających
i nie przywróci cię do
życia cud równonocy
ani nawet picie
niebieskiego mleka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz